muz. Włodzimierz Korcz, sł. Wojciech Kejne
Biegłem jakby wśród mgły,
Młodość śniła mi sny,
Które znikać nie chciały o brzasku.
Łatwy każdy był szczyt,
Gdy wierzyło się w mit
Szybkiej sławy, pieniędzy oklasków.
Ziemia rwała spod stóp,
Z diabłem brało się ślub,
Byle krótszą prowadzić chciał drogą.
W skroniach tętnił puls krwi,
Aż zmęczyłem się i przystanąłem,
A wokół nikogo.
A za mną bezmyślnie podeptane kwiaty,
Cichy smutek ciepłych, odtrąconych rąk,
Szklanki niedopitej w pośpiechu herbaty,
Uśmiech roztrzaskany o mój zimny wzrok.
A za mną zgaszone ciepłe jasne twarze,
Kilka zbyt pochopnie zatrzaśniętych drzwi.
Ledwie kątem oka muśnięte pejzaże,
W których tyle wierszy niespełnionych śpi.
Tak się skończył mój trans,
A dziś żal mi tych szans,
Które życie znosiło mi w darze,
Kiedy głuchy od braw
Miałem w centrum swych spraw
Jakby w innym zupełnie wymiarze.
Teraz uczę się znów
Czułych gestów i słów,
Znoszę świeże bukiety do domu.
I gdzieś w sercu na dnie
Cień nadziei mam, że
Może będzie potrzebne to komuś